Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żyć muszę i nie przestanę. Jestem otwartym. Ulica wolna dla każdego, nawet dla kominiarzy. Będziesz więc wśćpani zmuszoną córkę na klucz zamykać, co dla młodego dziewczęcia nie jest ani zdrowem, ani miłem...
Przywiedziona do ostateczności bezwstydnem żartami Dyzmy, Włoszka porwała się i, oburącz go w plecy uderzywszy, popchnęła ku wyjściu.
— Nie frasuj się ani o mnie, ani o moję córkę — zawołała — a to sobie zapamiętaj, że ona nie dla ciebie.
Strzębosz dał się nieopierając wysadzić za próg, tu odwrócił się, pokłonił grzecznie, uśmiechnięty i rzekł:
— Nóżki całuję, królowi jmości nie omieszkam donieść o posłuchaniu, jakieś mi pani dać raczyła.
Bertoni, nie odpowiadając, z trzaskiem mu przed nosem drzwi zaparła.
Strzębosz wyszedł z antykamery powolnym krokiem ku wschodom.
Obok wyjścia głównego znajdowały się drugie drzwi, pomniejsze, prowadzące do mieszkalnych izb. Znalazł je na wpół otwartemi i dwoje oczek przez nie patrzyło.
Poskoczył ku nim.
— Królowo moja! A! królowo moja! — za-