Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogłodzonych ciurów wyżej wynoszę niż wasze! Mylisz się. Co my dokazali? Jedliśmy końskie mięso, szczury, koty, piliśmy wodę śmierdzącą zpod trupów, nie spali, głodem marli, aleśmy tyle tylko, że honor ocalili: a król z Ossolińskim przyszedł pod Zborów, wziął w skórę, i nazajutrz ogłosił się zwyciężcą, Tatarów zapłaciwszy?! Alboż to nie dobra sztuka? Każdy ojczyznie służy, jako może: jeden krew i życie daje, drugi chytrość swą i żydowski rozum!
Zboiński się zżymał.
— Ale ja bo zbarazkim bohaterom nie ujmuję — wołał.
— A my, jak nam Bóg miły — odparł Xięzki — my nie pretendujemy od was nic, tylko żebyście nas przynajmniej na równej stopie z sobą stawić raczyli! Za sobą, com ranny, nie mówię; sam winien jestem, bom po nocy wlazł między Kozaków i kilku ich wyprawiłem na tamten świat dowiedzieć się u Ś-go Piotra, czy błahoczestywych do nieba puszczają, a w końcu mnie jeden płatnął też, za co go Brodowski uśmiercił: mam za swoje; ale mi żal tych dobrych towarzyszów, co ze Zbaraża już nie powrócą. Takiego Trzebińskiego, porucznika p. Myszkowskiego, który bił się jak lew, a czasu bitwy śpiewał, aż nam duch rosnął słuchając, i takiego Jagielnickiego; chorążego p. Zbrożka, który z Kozakami porusku