Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamknięci jeszcze w okopach bohaterowie, krzyknęli jednym głosem:
— Ginąć lepiej! Bodajeście tego nie doczekali, abyśmy my, krwią się naszą okupiwszy, pieniędzmi jeszcze chłopstwu wypraszać się mieli! Przyrzekliście im: płaćcie sami; nie damy złamanego szeląga!
Wybuchnęli wszyscy na Ossolińskiego i poszła po wojsku sromotna gadka: „W Zbarażu dziesięciu Tatarów pierzchało przed jednym Polakiem, w Zborowie Polaków dziesięciu uciekało przed jednym Tatarzynem!“
Tryumf polityki Ossolińskiego i króla zaczynał się już w pohańbienie obracać. Król jeszcze się z dobrą myślą trzymał, bo mu jej kanclerz dodawał: i tak, zwycięzko napozór, ale z niepokojem w duszy wyruszono pod Gliniany, a z Glinian do Lwowa.
Jan Kazimierz dosyć skromnie i cicho wszedł do ruskiej stolicy. W wojsku szemrano i naśmiewano się potrosze.
W parę dni potem biegały po mieście chciwie przepisywane paskwillusze.
„Wesoły nam dziś dzień nastał! Pokój się nam narodził!
„Radujcie się narodowie polski, litewski i ruski. Zwycięztwo okrutne na papierze... Oświecony