Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i traktatami, gotów przyjąć najcięższe warunki. Postanowił korzystać z tego — i rachuby go nie omyliły.
Zwrot ze strony Chmiela nastąpił tak jakoś nagle, dziwnie, iż król i kanclerz, nie wiedząc czemu go przypisać, winszowali sobie przebiegłości w porozumieniu się z Hanem.
Ossoliński przypisywał po części tę powolność posłuchom o ciągnącem groźnem pospolitem ruszeniu, król opiece Najświętszej Panny Maryi Bełzkiej, która po Czerwieńskiej i Częstochowskiej była teraz w największej weneracyi.
Jowialiści obozowi z niedowierzaniem i podejrzliwie wieść o układach przyjęli. Prostym rozumem chłopskim, mówili, łatwo widzieć, że Tatarowie i Kozacy tak bardzo się nie ulękli nagle; cóś więc pod spodem tkwić musiało! Zkądby Chmiel skruszonym miał być tak niespodzianie?
Drudzy radzi, że rychło do domu powrócą, cieszyli się i sławili króla i kanclerza.
— Abyśmy tylko do domu sromu nie przywieźli! — mruczano.
Zbarażcy bohaterowie budzili zazdrość. Drwiono pocichu z przemądrego kanclerza, który, nie oglądając się na paskwile, układy do końca prowadził.
— Warunków ich nie wiedział nikt... domyśla-