Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Witowski i postanowili murem stać, ażby się wojska i króla doczekali. Do niego przyłączył się Ossoliński, starosta stobnicki, i pięć niezbyt odzianych chorągwi Województwa Ruskiego. Ci nietylko impet wstrzymali, ale Tatarów odparli.
Trwało to wszakże krótko, choć z posiłkiem nadszedł i otuchą Sapieha, z siedmią chorągwiami dobrze okrytemi i choć na sercu nie zbywało. Orda w dziesięć koni liczniejsza zalewała dookoła... czerniało od niej, jak od mrowia i odgłos walki głuszył kościelne dzwony.
Złą, zaprawdę, wróżbą było to wciągnienie do Zborowa, gdy na samym wstępie co najmężniejsi ochotnicy padli, usiłując powstrzymać dzicz, dopóki-by król się z wojskiem nie przeprawił i nie rozłożył. Zginął tu pierwszy Witowski, który innych za sobą pociągnął, Załuski, podpułkownik, obok niego, a mężnego Sapiehę, pod którym konia ubito, służba jego na rękach wyniosła.
Żałował król najmocniej Balduina Ossolińskiego, synowca kanclerza, który znalazł się u boku królewskiego, aby mu pogrzeb sprawił, młodego Tyszkiewicza i wielu a wielu innych z najdzielniejszej szlachty ruskiej. Ani się było można pocieszać tem, że takiemi ofiarami okupiono zwycięztwo, gdyż zaledwie obronną ręką wy-