Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielka bywała nabitą i przy dobrej myśli zabawiano się niemal przez noc całą. Kto sobie podochocił, na ławie się przesypiał, — nie mówiono mu nic.
Nietopa pilnował właściwie tylko gospodarstwa i porządku; Wysocki zaś, Czyrski i Niszczycki oratorami byli i rej wiedli.
Nie można było przeciw ich wyborowi powiedzieć nic. Każdy z tych ichmościów miał swój przymiot, a wszyscy gęby wyprawne, co się zowie.
Na skinienie wzajem sobie pomagali.
Wysocki głową ich mógł się nazwać; bystry, zręczny i — choć chudy pachołek, miał prezencyą taką i tak umiał zgrzebne płótno za atłas sprzedawać, iżby go zdala każdy wziął za potomka wielkiej rodziny i za majętnego panka, gdy wistocie ani zagona nie miał.
Ale głowę nosił, piersi nastawiał, ręce zakładał za pas, nogami tak umiał robić, że czy siadł, czy stał, czy chodził, pańsko zawsze. Na ludzi patrzał zwysoka i spoufaleć się z sobą zbytnio nie dawał. Szanować go musiano, choć nikt nie umiałby był powiedzieć: za co? Wysocki wymowę miał nieszczególną, ale i z tą tak się umiał obchodzić, że go za oratora miano. Chrząkał, rękami machał, oczyma łupał... mruczał, pokrzy-