Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz zaledwie byli na koniach, wioząc każdy z osobna swą zdobycz, otoczyła ich kupa zbrojna i musieli unikając pogoni, prawie bez spoczynku lasami się przebierać do saskiej granicy. Dwie Halki pół żywe, rozdzielone raz pierwszy w życiu, patrząc ku sobie, płacząc, przelękłe dostały się do burgu Hansa... Tu najpierwej pobiegły ku sobie, objęły się rękami i tak połączone znowu omdlały...
Stara Greta, która dla syna gotową była na wszystko, przyjęła dziewczęta z macierzyńską troskliwością, chociaż nadzwyczajne ich podobieństwo, i przywiązanie do siebie wprawiało ją w jakąś zabobonną obawę.
Dopóki Halki nie nabrały sił, dano im odpoczywać... Gero czekał by należną sobie część dostać. Lecz, gdy się upomniał o jedną z nich, żadna się rozstać z drugą nie chciała — i obie zgodnie okazały dla Gerona wstręt prawie.
Hans przecie dwóch żon mieć nie mógł. — Greta mruczała aby je obie odprawić. Podobieństwo ich było dla niej dowodem że nie niewiastami jak inne, ale duchami jakiemiś złemi na pokusę ludzką stworzonemi być musiały...
Gero wpadł w gniew wielki i wściekłość, bo Hans broniąc Halek, żadnej mu oddać nie chciał z powodu że się opierały.
Wyzwali się więc dwaj przyjaciele i poranili, a Gerona z zamku wygnano.