Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cząc. On jeden okazywał tę radość, której reszta ludzi objawić nie śmiała. Na twarzy Światopełka było więcej niepokoju i przerażenia niż radości...
Milczący siadł na koń, nie odezwawszy się słowem do Plwacza, który się jeszcze nasycał widokiem trupa...
Gdy się to działo pomiędzy Gąsawą a Martynowem, w obozie, ludzie Światopełkowi rabowali dworzec, chciwi łupu... Jeden ich oddział, zaraz po najściu oskoczył dom ks. Henryka Ślązkiego, który w łóżku jeszcze leżał.
Wyłamano drzwi i zabójcy wtargnęli do izby, nim Peregryn który spał obok miał czas przypaść na obronę pana swego. U łoża księcia stał miecz, którego w pośpiechu nie mogąc dobyć z pochew Henryk bronił się nim zasłaniając od razów, gdy Peregryn nadbiegł ledwie przyodziany i swem ciałem osłaniając księcia na nim się położył. Kupa napastników zaczęła rąbać bezbronnego, siekać razem jego i leżącego pod nim księcia Ślązkiego, tak że wkrótce wierny Peregryn ducha wyzionął. Henryk też pod trupem leżący nie dawał znaku życia.
Nie zbyt bogaty sprzęt księcia, który od czasu jak uczynił ślub czystości i pobożności, strzegł się wszelkiego zbytku, nie nęcił tu długo zbójów, chwyciwszy co było pod ręką, zbiegli gdzieindziej obfitszego szukać obłowu...
Laskonogi osobliwem szczęściem nie spał gdy