Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leko, że tylko nasłuchiwać było trzeba czy kto obcy, do kółka nienależący nie podchwyci.
Jaszko sobie drwił jawnie z tego zjazdu i z mniemanej zgody jaką tu ukuć chciano, zaprzysięgając że Odonicz z rąk nie puści co wziął, a Światopełk...
Nie dogadywał do końca, łacno było się domniemywać co myślał, bo wiedziano że mu powinowatym był.
Już dni dziesiątek ubiegało na próżnem oczekiwaniu czegoś o czem nikt powiedzieć nie umiał czy przyjdzie. — Co się po dworach książęcych ogadywało wiedziano po troszę, nie troszczono się o to wielce. Ten i ów przyszedł z plotką, pogwarzono o niej i w tąż szły żarty a przekąsy...
Namiot ten Jaszków stał trochę opodal za Leszkowym dworem, że mało od niego krzyków zalatywało. Był dosyć obszerny, bo go połączono z drugim, w którym mieszkał Baran, wielki druh Jaszka, i niepoprawny kostera.
Oba niewiele dbali o ład u siebie, więc u nich było jak na popasie w złej gospodzie gdy ludzi wiele a porządku mało. Zbroje się walały po kątach, suknie leżały na próżnych baryłkach, dzbanki powywracane zalegały pościele, szaty kosztowne deptano nogami.
Pieńki, kamienie, deski ladajakie, ubita ziemia jak tak pokryta służyła za siedzenia. U drzwi i opłotków ciągle pełno się gawiedzi kręciło,