Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/167

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    stręcza... W szynkach za pół ceny piwo i miód tęgi dają...
    — Masz prawo — pilnuj, a co złego jest precz z obozu wyżeń! — odezwał się Biskup.
    — Tom ja czynił — odparł Mszczuj, — ale plugastwo powraca, a i z naszemi ludźmi nie łatwo, bo go bronią i kryją. Dobrze im z tą swawolą.
    Biskup się namyślał nieco.
    — Podejrzliwość zbytnia i nieufność grzechem też jest, mój bracie miły, — odezwał się. — Ja w tem nie widzę tylko chęć niegodziwego zarobku...
    — Kiedy napoje szynkują prawie za darmo! — odparł Mszczuj. — Komuś więc o to idzie aby lud nasz wciąż pijanym był...
    Biskup zamilkł.
    — Ha — czyń coć każe miłość twa dla pana i wierność jemu. Czyń, a nie trwoż się. Jeżeli w tem wola Jego, uchroni nas ode złego, a jeżeli inaczej naznaczono w niebie żadnem czuwaniem nie ujdziemy wyroku...
    Tu Biskup przerwał, ocierając oczy.
    — Mamci ja rzec co w mej duszy tkwi? — odparł. — Pocóżbym taił? Otom i ja smutny a mało się spodziewam po zjeździe, choć on wiele obiecuje. I ja się obawiam nie wiedząc nawet czego... Lecz mogą to być trwogi i pokusy złego