Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mimo starań Marka wojewody, Mszczuj pozostał przy nim, i był też wyznaczony jechać z panem.
Na kilka dni przed wyjazdem księżna tak jego jak innych, powołała do siebie, obdarzyła i zaklęła aby przy panu dzień i noc stali czuwając...
Niewieścią tą obawę rozumieli ludzie poważni i tłumaczyli ją, chociaż nikt nie miał najmniejszej trwogi ani podejrzenia. Przy takiej sile, w takiej gromadzie cóż się Leszkowi stać mogło?
Drugim takim przerażonym był nieszczęśliwy Hebda, który Biskupowi drogę zabiegał, na kolana się przed nim rzucał, i prawił po szalonemu urojenia swoje iż księcia widział ciągle we śnie i na jawie nagiego, ranami okrytego.
Lecz na słowa szalonego któż mógł zważać? Gromiono go i odpędzano, a Hebda nie ustawał w swem proroctwie.
Lękano się, ażeby nie zabiegł drogi Leszkowi, nie przestraszył więcej księżnej, gdyż nieustannie kogo spotkał ostrzegał o niebezpieczeństwie, była więc mowa o zamknięciu go w szpitalu u św. Ducha na czas pewien — pókiby z Krakowa nie wyruszono.
Wielką litość mający nad nim Biskup, który choć wyposażał kościoły i klasztory, ale około domu sam jeden pieszo chadzał często, na parę dni przed naznaczonym wyjazdem, jak zwykle Hebdę spotkał na swej drodze do kościoła św. Trójcy.