Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas wszystkich, powszechnego pokoju i szczęśliwości ziem naszych. Wojować z nieprzyjacielem krzyża świętego, z błogosławieństwem ojca naszego rzymskiego papieża, chlubna jest; między sobą — niegodziwa.
Konrad potwierdzać się zdawał słowa brata, chociaż twarz jego ciągle namarszczona, usta ściskające się półuśmiechem innych myśli dowodziły, nieumiejętnie ukrywanych.
Rozmowa zbliżała się do końca. Oczyma niekiedy badał księcia Konrada wojewoda Marek, zadawał mu pytania, szukał jego wzroku, gdy książę Mazowiecki przeciwnie zdawał się go unikać i do wojewody nie zbliżał.
— Stoi tedy czy nie, na św. Marcin, do Gąsawy! — zapytał Iwo, — bo zawczasu listy pisać trzeba, a ludzi słać.
— Na św. Marcin — przerwał Konrad, — a czy w Gąsawie czy gdzie koło niej dogodniejsze się miejsce opatrzy, wszystko jedno.
— Nie oddalając się od granicy, — powtórzył Wojewoda cicho — boć przyczyna ważna...
— Ani od Nakła — dodał Leszek zamyślony.
— Toć jedno — potwierdził Biskup. — Na św. Marcin.
— Na św. Marcin! — powtórzył Konrad.
— Na Ślązko i do Laskonogiego ztąd się pośle, wy Światopełkowi dacie znać.
— Przez Odonicza też można mu to zwiasto-