Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiego i wspaniałego, tak poetycznie pięknego iż najchłodniejszy z ludzi nie może nań patrzeć obojętnie.
Gorącość ta ogarnia tłumy, małe kościoły na pomieszczenie pobożnych nie starczą, kazalnice stoją przyparte do murów aby tysiące słów Bożych słuchać mogły. — Jak niedawno dwunastoletni chłopcy rwali się z orężem na nieprzyjaciela, rycerskim owiani duchem, tak teraz dzieci przeistaczają się w ascetów...
Zapał jest powszechny, zaraźliwy, porywający...
Iwo ciągnie za sobą całą rodzinę, we włosiennicę odziewa swe bratanki, ogromne włości oddaje klasztorom — wprawia w podziw szczodrobliwością swą królewską, w której nie zna miary...
Na chwilę blask tego apostolskiego żywota ćmi nawet stolicę metropolitalną i Gniezno gaśnie przy Krakowie...
Tu się jednoczą wszystkie usiłowania i plany, ztąd płyną rozkazy; tu stoi prawdziwy wódz całego ruchu.
Gdy Mszczuj zamknięty w izbie którą dlań przygotowano, dręczy się zmianą jaka zaszła w jego życiu i duchem buntuje przeciw bratu, który słowem umiał go zwyciężyć i rozkazaniem poprowadzić za sobą, — Biskup Iwo otoczony swojemi żołnierzami, niezmordowany, czynny, sprawy zaległe odprawia, aż dopóki godzina