Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 032.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niem i rodzicami jego, znikł stary Bakałarz. Dokąd się udał? dla czego dom opuścił? nikt nie umiał wytłumaczyć.
Ale Tomcio był na drodze, którą dalej już sam mógł się jako tako kierować.
Oddano go tedy do szkół Jezuickich; tam bystrém swém pojęciem, niebardzo wszakże podobał się nowym swoim nauczycielom. Nadto szybko przejmował się przedmiotem nauki, i przechodząc zakreślone jej granice, sięgał po za stojące w koło mury, co ją przegradzały. Nauczyciele na jego pytania zuchwałe dziwnie potrząsali głową.
Po tem zaczęto go wybadywać, czyby niemiał ochoty wstąpić do zakonu?
Tomko odparł naiwnie, że nieczuje w sobie powołania. Starano się je wzbudzić, na próżno. Z filozofij odesłano go ojcu zapewniając że już bardzo dosyć umie na prostego ślachcica i przyszłego hreczkosieja. A Tomko utrzymywał cum debita reverentia, ruszając z lekka ramionami, że nic a nic z gruntu niepoznał a ledwie począł z rudymentami cokolwiek się oswajać.
Ojciec na to dictum odwrócił się poważnie i spytał go:
— A co waści w głowie? czy to chcesz wyjść na uczonego żeby łokciami świecić? czy na księdza?
— Nie ojcze Dobrodzieju, ale chciałbym coś umieć.
— Toć ojcowie Jezuici najlepiej wiedzą ile tobie umieć potrzeba, dość ci na ślachcica, tego co masz; bodaj czy nie więcej tam liznąłeś odemnie, com tylko z łaciną się trochę poborukał i rachunku skosztował, a Gradus ad Parnassum