Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mem kadzideł snuły się te myśli przyszłości: Boże, klasztorne, mściwe i gniewne, rycerskie i spokojne.
Leszek patrząc na stryja, który go umiłował i usynowił, w duchu poprzysięgał mu, iż dzielnicę jego utrzyma, rozerwać jej nie da — i powiększy.
Późno w noc, Paweł, którego wychodzącego pokłonem do ziemi pozdrowiła Bieta — wstrząsnąwszy się cały na tę pokorę, bo ją wziął za urągowisko — powrócił na dworzec swój wzruszony, zburzony, pełen myśli, które mu zasnąć nie dały.
Drugiego dnia ziemianie, zbiegający się do Krakowa, Leszek, Gryfina, widząc Kingę zapowiadającą, że natychmiast chce ujść do klasztoru, błagać ją poczęli i prosić aby jako pani pozostała w Krakowie.
Pobożna Kinga — przerażona naleganiem, uchodziła przed niemi. Żadna siła ludzka wstrzymać jej tu nie mogła.
Zaledwie przebrzmiały dzwony pogrzebowe, gdy już wozy księżnej Kingi i Jolanty stały gotowe w podwórcach. — Godziny jednej dłużej tu pozostać nie chciały, nie mogły.
Służba ze łzami padała żegnając dobrą swą, miłosierną matkę — ludzie cisnęli się — Kinga łzy jednej nie roniąc, strofowała łagodnie.