Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świec kościelnych, które płonęły, dymiąc i światłem drżącem migotały po izbie.
Uroczysta chwila w inne dusze lała uczucia znikomości ludzkiej, — w jego sercu nie odbiło się nic, oprócz mściwej rachuby jutra.
Pomodliwszy się i pokropiwszy zwłoki, gdy już miał odchodzić Paweł, ujrzał przed sobą stojącego Leszka.
Oparty był na mieczu, cały we zbroi zwycięzca ów napastliwych pogan i Litwy, wojak nieznający strachu, człowiek bez ludzkich słabości.
Uląkł by się go może Paweł, gdyby nie czuł w nim obok żelaznego męztwa — umysłu, który po za obecną godzinę dalej nie sięgał, i przewidzieć nic nie mógł.
Był to człowiek dnia jednego, któremu zawsze starczył — ale jutro nie jego było.
Paweł zrozumiał to dobrze i dlatego mniej się lękał niepokonanego wojska[1], który żadnej niewiasty nie kochał, kubka nie był żądny, jadłem żył skromnem, wesołości nie szukał, w trudzie znajdował rozkosz.
Cieszyło i to Biskupa, że jak większa część Piastów, Leszek miłował niemców, powierzchownością naśladować się ich starał, i u polskich ziemian wielkiej miłości mieć nie mógł.

U tych mar Wstydliwego, na których on spoczywał już po wielkim boju życia — razem z dy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wojaka.