Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i z myśli wypuściwszy mu co Wierzeja zwiastował — wybrał się ks. Paweł jednego dnia nie na łowy, ale z przyjaciółmi swymi do sąsiedniego folwarku, gdzie dla większej swobody ucztę im przygotowano.
Droga wiodła wprost przez Rynek, a jechał biskup z gromadą ludzi wielką. Miał z sobą ziemian krakowskich kilku, których znowu jednać się starał.
Jechali żywo i wesoło, gdy nagle Biskup jak rażony piorunem konia strzymał. Jadący za nim ulękli się czy krew go nie cisnęła, tak się zachwiał i miotał na koniu.
O kroków dziesiątek przed nim, stała wprost jadących, zapierając im drogę — Bieta... Umyślnie sobie wybrała miejsce takie aby ją widzieć musiano.
Odziana była tylko inaczej, w suknię brunatną, barwą do zakonnej Św. Franciszka podobną, podpasaną sznurem słomianym... Głowa białą chustą przysłonięta była.
Stała wpatrzona w Biskupa oczami strasznemi, usta jej powoli zaczynały się krzywić jak do uśmiechu, — obnażyła zęby ścięte i przeraźliwe parsknięcie szyderskie rozległo się po pustym rynku.
Wierzeja, który z tyłu jechał za panem, zrazu nie widział jej, dopiero śmiech posłyszawszy, spiął się na strzemiona — zobaczył upiora tego — i krzyknął.