Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marszczył się jeszcze biskup.
— Czekajcie — rzekł — niespieszcie... Niżeli ja wasze usługi przyjmę, lepiej was chcę poznać.
— Poznacie nas najlepiej — rzekł Toporczyk, gdy teraz znowu na dwór ks. Władysława do Opola zjedziecie. — Przekonacie się, że my go dla was powolniejszym niż dotąd był uczynić potrafiemy.
— I to słaby człek! — odparł Paweł w okno patrząc.
— Sam się on ważyć nie może na Bolesława, mówił Toporczyk, i dla tego się waha. Gdy mu posiłki zapewnicie, pójdzie chętnie.
Żegota szukał na twarzy biskupa znaku jakiegoś pomyślniejszego usposobienia, w końcu nie znalazłszy go, zaczynał już wątpić o dobrym skutku swej próby, i dawszy bratu znak, zwolna się ku drzwiom cofać zaczął.
Ruch ten zobaczywszy biskup, zrozumiał jego znaczenie.
Począł rozmyślać.
— Czekajcie! — zamruczał. — Zna was kto z teraźniejszego mojego dworu?
Bracia naradzali się wzrokiem.
— Dotąd przynajmniej nie zdaje się aby nas poznano, — odparł Żegota.
Pozostańcież dłużej trochę, — dodał biskup. — Pomówiemy z sobą jeszcze. Opowiadajcie o sobie,