Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czący jak wał ziemny, z po za którego wielki budynek drewniany, nie zbyt wysoki wyglądał.
Na żerdziach wbitych w ziemię z jednej strony płachty się jakieś wahały, jakby pasowate chorągwie.
Stary wlepił oczy ciekawe w to liche gniazdo przylepione do pagórka, a w twarzy jego malować się musiało lekceważenie jakieś, bo Kunigas rzekł żywo:
— Nie zważajcie, że to niepocześnie wygląda. Toż nie zamek żaden, czata tylko nad granicą, nocleg dla ludzi, spiżarnia. Gdyby na nas napaść chciano, gdzieindziej byśmy się bronili.
Przystęp do gródka nie był łatwy. Przez trzęsawice wiodły hacie, przez rzeczkę most lichy, który łatwo zrzucić było. Trząsł się on pod nogami koni i kołysał tak, że strach go było przebywać. Gdy na pagórek się wspięli, zobaczyli wrota otwarte, a w podworcu wałem otoczonym, dość koni i ludzi, podobnych do tych, którzy im towarzyszyli.
Po nad budynkiem w pośrodku zbudowanym z kłód ogromnych, dym unosił się gęsty.
Stała ta szopa zasiekiem do koła z podobnych grubych bierwion opasana, w drugiem podwórcu, a nie miała w sobie tylko jedną wielką izbicę.. Przed nią u słupów dębowych co dach wystający do koła trzymały, zsiedli z koni — i weszli do środka szopy...