Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 213.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to posłyszeli. W istocie potrzeba było odwagi, aby się samemu zdać, prawie bezbronnemu w ręce nieprzyjaciół.
— Ręczę za bezpieczeństwo wasze! — zawołał młody po rusku, bijąc się w piersi.. Jadąc gromadą niepotrzebnie ludzi oczy ściągniemy.
Wódz starszy popatrzał nań i dodał.
— Jedziemy więc! Nie na wieleby wam się zdało wziąć mnie albo ubić, z wolnego i żywego weźmiecie więcej.
Skinął głową ku swoim mężny człowiek i dał koniowi ostrogę.
Pozostali u skraju lasu z niejaką trwogą za oddalającym się patrzali.
Tym czasem dwaj jeźdźcy już się w puszczę zaszyli, a za niemi oddział co przybył z młodym Kunigasem ruszył, chciwemi i szyderskiemi oczyma mierząc obcego człowieka, który za ufnie dał się im w ręce. Myśleli, że dobroduszny, a łatwowierny pewnie już więcej do swoich nie wróci[1]
Droga wiodła ich z początku borami, wśród których z doskonałą znajomością kierował się Kunigas młody. Zwracał, objeżdżał oparzeliska, wybierał las przerzedzony. Oba konie szły dobrym kłusem. Z rzadka jadący obok przemawiali do siebie.

Starszy jechał nieco zasępiony i chmurny, gdy towarzysz jego przeciwnie twarz miał uśmiech-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.