Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak ten pierwszy, co mi usta spalił na wieki! Chodź! chodź!
Biskup z koniem cofał się coraz bardziej. Szał jakiś ogarnął go z tej trwogi, chwycił oszczepek, który miał pod ręką, zamierzył się — cisnął nim, świsnęło w powietrzu.. Kruk sobie zakrył oczy, bo wiedział, że Paweł rękę miał wprawną, a nie chybiał nigdy prawie. Sądził, że trupa zobaczy. —
W tem rozległ się śmiech straszniejszy jeszcze.. Oszczep tkwił drgając w pniu drzewa...
Kruk zaklinał się na wszystko najświętsze, iż ze pnia trysnęła krew pręgą czerwoną i płynęła, a Bieta w miejscu stała nieulękła.
Ujrzawszy to Biskup ciągle konia w tył cofając, zsunął się z niego i padł omdlały na ziemię tuż przy Kruku.
Ten dopiero skoczył go ratować, a gdy się obejrzał potem, widma już nie było.
Zdala zobaczył ją idącą w las, trzymała się za głowę, słaniała jak pijana...
Kruk nie rychło Biskupa mógł otrzeźwić, odtarł go, a gdy oczy otworzył i pytać zaczął — nie przyznał mu się, iż był wszystkiego świadkiem. Wolał skłamać, iż nadbiegłszy znalazł go leżącym na ziemi.
Słuchając opowiadania Zonia cieszyła się w ręce biła — czego Kruk zrozumieć nie mógł.
Wróciwszy z tych łowów Biskup odleżał dni