Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

posłyszawszy, drzwi otworzył i wszedł. Zwróciła się wdowa do niego.
— Patrzaj, abyś ty jej dobrze strzegł.. Biskup się klnie, że ją każe porwać.
Stary żołnierz uśmiechnął się.
— Ona tu bezpieczna — odparł — nie tknie jej nikt, tylko wy jej powiedźcie, aby przecie mnie jak psa za drzwiami nie trzymała, bo mi i nosa pokazać broni. Wziąłem ci ją na moją duszę i głowę...
Westchnął, Bieta spojrzała nań ostro.
— Mało ci, że mnie za siostrę masz? — zawołała dumnie.
Krzyżan wąsa pokręcał mrucząc coś, ale nieśmiało i niewyraźnie.
Wdała się Werchańcowa czyniąc zgodę, do której żołnierz się powolniejszym okazał niż Bieta.
Obmyślano środki ostrożności, ale o tych mniszka słuchać nie chciała... Siadła na nizkiem swoim łożu, sparła się na rękach, włosami czarnemi jak płaszcz na ramiona spadającemi okryta, i zaniemiała. Oczy wlepiła w podłogę, myśli jej poszły gdzieś daleko, może aż do tej furty klasztornej, której próg dzieckiem będąc przestąpiła, za którą spokój był i cisza, jakich już dziś odzyskać nie mogła!...