Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rywanym. — Biesowa córka ta... Bieta! Patrzajże... Ona tu jest! Na zamku była dziś w kościele... Stanęła umyślnie przedemną.., jak wmurowana, przez mszę całą. Zabiegła mi drogę.. groziła pięściami...
Zabić każę tę...
Zonia przypadła aż do ziemi, udając przerażenie. W istocie nie posiadała się z radości, że się jej zemsta za męża zabitego tak powiodła...
Wołała niezrozumiale:
— A! a! Jezu najsłodszy...
Ledwie mogła skryć swe zwycięztwo.
— Ona! na zamku? Zkądże się wzięła?
— Porwać ją każę! Szukać, wywieźć — wołał Biskup. — Wit niech idzie, śledzi i z kamieniem u szyi rzuci czarownicę przeklętą do Wisły... Zabić ją! utopić!
— A gdzież jej szukać? — przerwała Werchańcowa chytrze — miasto duże, chować się jest gdzie...
— Ty! Wit... musicie ją znaleść! Posłać ludzi — krzyczał Paweł. — Jedna taka nędznica, żeby mi się urągała i groziła.
Mówił to i miotał się. Posłyszawszy krzyk, Wit, który zawsze miał wstęp wolny, wpadł do komory. Biskup zwrócił się ku niemu.
Wit, chociaż milczał, wiedział już kędy Bieta była.
— Ten bies! ten bies! — burzył się Paweł —