Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kać na niepewne losy — padła na ziemię jęcząc i łkając...
Aby ją zmusić do uchodzenia z Krzyżanem, Zonia celę zamurowaną przypomniała.
Krzyżan chciwie ją zabierał na zamek, radując się szczęściu swojemu, poprowadził do ubogiego mieszkania, które się jej strasznem i nędznem wydało. Tu rzuciwszy się na łoże, bezprzytomna dwa dni spędziła w gorączce i jękach...
Wieczorem Zonia biegła przestraszona do Biskupa.
— Nie ma mniszki! — krzyknęła od progu załamując ręce — nie ma! Uciekła! Nastraszył ją któś, czy ostrzegł, czy sama poczuła, że tu już nie ma co robić. Ostatnie dwa wieczory chodziła, jakby ją zimnica trzęsła.
Paweł prawie radośnie wieść tę przyjął.
— Zbiegła! — powtórzył. — No — chwała Bogu!
Werchańcowa nie zdawała się cieszyć z tego.
— Nie znacie wy jej jeszcze! Poszła ona ztąd, ale wam spokoju nie da!!
Biskup uśmiechał się, zdziwiony nieco tą groźbą.
— Cóż ona mi zrobić może? — spytał.
— Albo ja wiem — zamruczała wdowa — kto zgadnie taką szalenicę! Ona swego nie daruje.