Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze mój — odpowiedział ze spokojnym smutkiem Dzierżykraj. Warunki wczoraj przez was nam dane są takie, że ja obok nich, tego co z sobą przywiozłem, na stół położyć nie śmiem.
— Mów! mów! Posłem jesteś! przecie nie uczynię ci nic — zawołał rzucając się ks. Paweł. — Mów!
Kanonik podniósł głowę.
— Książe Bolko ofiaruje Wam ukaranie ostrem więzieniem Toporczyków, z któremi wspólności się zapiera. Dwieście grzywien srebra i nadanie Dzierążnej.
Biskup, który czerwieniąc się słuchał, wybuchnął w końcu.
— Nigdy w świecie się na to nie zgodzę! Jedźcie precz! jedźcie precz! Wolę więzienie!
Usłyszawszy to Dzierżykraj, skłonił się nizko. Walter stojący za nim ręce ściskał, łamał, tak, że palce trzaskały, pot mu się się [1] lał z czoła, cierpiał srodze...
— Ojcze! — szepnął błagająco spoglądając nań — ojcze!
— Idźcie! jedźcie! Oba Judasze! kusiciele przeklęci! Nic z tego!

Dzierżykraj wyszedł nie czekając, Walter pozostał. Biskup w gniewie i na niego już patrzeć ani mówić z nim nie chciał. Oddalił się do progu zwolna Walter, czekając przywołania. Paweł dał mu znak, żeby szedł.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zbędnie powtórzony zaimek się.