Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skrzywdzony, nie wyjdę ztąd inaczej, jak pomszczonym.
Walter, którego krzyk Biskupa onieśmielał, począł bełkotać.
— Co się tknie Toporczyków, głównych sprawców, nad niemi sprawiedliwość być musi — to nie podlega wątpliwości.
— Niech gardła dadzą! — zawołał Biskup zapominając, że żądał tylko więzienia.
— Lecz wy sami byliście dla nich miłosierniejszemi przed chwilą — odezwał się Dzierżykraj. — Życia im nie weźmiecie.
Biskup nieco dotknięty, spojrzał na mówiącego ostro i rzucił się na swe siedzenie. Tuż stał dzban i kubek, wypił cały i rzekł do Dzierżykraja.
— Myśliwi jesteście!
— Nie — odparł zimno spytany.
— Polujecie na prawne wykręty po księgach i dekretaljach — dodał Biskup.
— Do tegom się sposobił — odpowiedział kanonik spokojnie.
Spojrzeli sobie w oczy. Chłodna krew tego wychowańca Włoch, trochę nad Pawłem wzięła przewagę.
Czuł, że miał przeciwko sobie nie lada zapaśnika, który go spokojem i panowaniem nad sobą przechodził.
— Cóż tedy będzie? — przerwał Biskup mil-