Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żegota milczał chwil .[1]
— Wszyscy poczciwi duchowni staną w obronie miłości Waszej — był owcą parszywą między niemi.
Nie pomogło to; Bolesław padł na ławę zbolały wielce, jęcząc i mówić nie chcąc. Toporczyka odprawił ręki skinieniem.
Księżna Kinga równie jak książe trwożyli się najbardziej o to, aby sprawa biskupa nie pozbawiła ich kościoła, nabożeństwa, modlitwy. Klątwa i interdykt, te dla dusz pobożnych dwie najstraszniejsze groźby, równające się potępieniu, wisiały nad niemi.
Zamek przybrał żałobną postać.
Pomiędzy duchowieństwem zdania były podzielone, pochwalali i cieszyli się jedni, drudzy, co stronę ks. Pawła trzymali, poruszyli się natychmiast biedz ze skargą do Gniezna, do Biskupów innych, aby ratowali dostojeństwo...
Kapituła jak była rozerwaną na dwa obozy, pozostała rozbitą. Zwiększyła się tylko o niewiele liczba przeciwników ks. Pawła. Bojaźliwi milczeli, przewidując, iż potępionym być może, a sprawy jego niecne na jaw powychodzą.
Z Wawelu też wyprawiono kapelana do Arcybiskupa z tłumaczeniem, z prośbami, z podarkami dla kościoła.

Po wszystkich ziemiach rozbiegła się ta wieść budząc najsprzeczniejsze sądy i zdania.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – chwilę.