Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było jawnym gwałtem, a choć zausznicy biskupi tłumaczyli je tem, że ludzie byli szaleni, czy opętani, znano ich zbyt dobrze, by temu uwierzyć. Dowiedziano się wkrótce w jak srogiem trzymano ich zamknięciu, i że jeden z ran zmarł, a choć go nocą pochowano bez żadnego obrzędu i dzwonów, doszło to do rodziny, a nawet na zamek da księcia.
Zmarły, kapłan pobożny, znanym był dobrze księżnie Kindze, która go opłakiwała. Książe Bolesław żałował go także.
Reszta więźniów nie poddając się, modliła, cierpiała, głodem marła, a gdy Wit ich namawiał, aby się poddali i o przebaczenie prosili, odpowiadać nie chciała. Biskup, któremu o tem donoszono, coraz bardziej był rozjątrzony.
Powtarzał ciągle:
— Niech zdychają! niech zdychają!
Kanonik Janko, męczennik prawy, nie poskarżył się nawet nigdy, nie przemówił o nic do stróżów. Ku temu, jako przewódzcy, Paweł miał największą złość i gniew. Lecz więzień miał siłę nie wszystkim daną, ducha wielmożnego w sobie, tak, że mógł nieokazywać nawet iż cierpiał... Siepacze dobrze wybrani, bezlitośni jak zwierzęta, patrząc nań czuli trwogę jakąś, nie pojmowali tej nieludzkiej nieugiętości.., tego spokoju i pogody na twarzy.
Inni więźniowie choć mniej hartu mieli, słabsi