Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pokaleczono mu nogi znowu gdy to mówił, a siepacz za kołnierz porwawszy go, z za stołu jęczącego wyciągnął.
Nim jednak wszystkich pobrano i pokrępowano, nim gwałt dokonany został, pół stołu obalili stróże, izbę zarzucono naczyniem, potrawami, winem zalano, szczerby okryły podłogę. Przez otwarte drzwi wpadła zgraja psów, resztki jadła chwytając chciwie.
Czasu, wśród tego zamięszania upłynęło dosyć, Biskup Paweł siedział, śmiał się, podżegał, parobkom ukazywał aby więźniów nie żałując smagali. Ci też idących sznurami, które im w rękach pozostały, bili po plecach i głowach... Padali niektórzy, wleczono ich po ziemi. Tak nareście wszystkich zagarnięto, a z pod obalonego stołu pacholęta śmiejąc się powyskakiwały, które z polecenia i rozkazu biskupa nogi kanonikom raziły, aby ich wrzekomo szalonemi uczynić.
Wnet zabrano się zbierać skorupy, naczynia, wycierać podłogę, na nowo ją posypywać i do porządku a ładu izbę przywracać, bo na tem się biskupia biesiada skończyć nie miała.
Był to tylko wstęp do niej.
Ze złośliwym uśmiechem obracając się do swoich, Paweł krzyknął.
— No, teraz już spokojnie pożywać możemy, gdyśmy się opętańców pozbyli!