Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko dać ich pod straż pilną, aby ludziom szkodliwemi nie byli.
Skinął ku drzwiom głównym, które się zaraz otwarły, a przez nie ujrzeli biesiadnicy zbrojnych stróżów więziennych i biskupich siepaczy, czeladź najpodlejszą, psiarzy, parobków, którzy śmiejąc się, ze sznurami w rękach stali czekając na rozkazy.
— Wiązać ich! do ciemnicy! — wybuchnął Biskup — zamknąć na chleb i wodę, aż zmysły odzyszczą.
Janko z towarzyszami widząc już jaki los im był zgotowany, nie mówił nic. On i z nim będący wszyscy, nie tracąc ducha, nie okazując trwogi — stali gotowi na wszystko.
Ten spokój naznaczonych na męczeństwo ludzi, Biskupa do wściekłości przywiódł.
— Wiązać szalonych! wiązać! do lochu! — powtarzał trzęsąc się cały.
Wtargnęli hurmem do izby biesiadnej stróże i z dzikiem barbarzyństwem ludzi, którzy się radzi pastwią nad wyżej od siebie stojącemi, poczęli księży chwytać, targać, ciągnąć i bić, choć się im ani opierali, ani bronili.
Janko najbliżej Biskupa siedzący, że nierychło kolej nań przyszła z za stoła być dobytym, miał czas podnieść ku niemu rękę i zawołać:
— Bóg wielki skarze cię, pójdziesz na wzgardę i ohydę wiekom potomnym! Amen!