Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaskrawsze kobierce pérskie leżały pod nogami, ściany całe okrywały obicia szyte i bisiory.
Dwór też swój po zniknięciu Zoni pomnożyła, postroiła, chociaż obchodziła się z nim nielitościwie.
Nie było dnia, by jednej lub dwu kąpieli nie kazała nastawiać, a włosów sobie kilka razy trefić coraz inaczej. Suknie też mieniała w dzień często, strojąc się coraz inaczej, coraz dziwaczniej.
Leżąc potem na miękkiem posłaniu z rękami podłożonemi pod głowę, dziewczętom sobie kazała śpiewać pieśni miłosne.
Obok stawiano łakocie, które gryzła ciągle; coraz inne wymyślając napoje i jadła, bo się jej wszystko prędko przykrzyło.
Niespokojny duch jakiś niczem się jej długo cieszyć nie dawał, potrzebowała zmiany; zachciewała rzeczy nie możliwych, rzucała je potem ze wzgardą, a lada co niecierpliwiło ją, gniewało, wyciskało łzy z oczów... Dziewczęta widywały ją nagle zrywającą się z pościeli, biegającą po izbach.., płaczącą i śmiejącą się jakby w przystępach szaleństwa.
Taką ją z oczyma zaiskrzonemi zastał Biskup tego wieczora. — Spójrzała nań niespokojnie badając niemi.
— Wiesz, — zawołała z wymówką gorzką — wiesz! klasztor mi się śni zaledwie zamrużę powieki! Słyszę nasz dzwonek do chóru, i pieśni