Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

abyśmy kościół Jego ratowali. My kapituły tej prześwietnej członkowie, my współpracownicy domniemani tego człowieka, którego czyny w części na nas spadają — musimy, powinniśmy nie zostać bezczynnemi świadkami.
Nie da się inaczej zaprotestować — wykrzyknął głos podnosząc — więc choćby pieszo pójdziemy do Rzymu. Nie zechce nikt, ulękną się inni tego Antychrysta, wezmę kij w rękę i pójdę ja sam. Padnę do stóp Namiestnika Chrystusowego, powiem mu ból mój i zwolnię sumieniowi memu. Salvabo animam meam.
Parę głosów odezwało się za nim.
— Pójdziemy z wami[1]
Ks. Jakób milczał, patrząc na księgę, czy na ziemię.
— Postanowiona to rzecz — dodał ks. Janko. — Chybabym nie żył, uczynię, jakom rzekł. Sam, czy z kim, bodaj o żebranym chlebie od furty do furty klasztornej — idę!
Zapał z jakim to mówił ogarnął innych, poczęli za nim powtarzać.
— Pójdziemy! idziemy!
Jednakże się nie wszyscy w tę podróż ofiarowali.

— Myśmy wszakże w Rzymie nie znani — mówił po chwili ks. Janko — posądzą nas może, iż dla osobistej waśni spór toczemy. Potrzeba nam powagi twej, poparcia twego ojcze... Zna-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.