Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapał, energja i wielka woli siła. Za nim inni nieprzyjaciele biskupa, smutni, upokorzeni, bezsilni, milczący, pogrążeni w sobie.[1] na odpowiedź księdza Jakóba oczekiwać się zdawali[2]
Milczenie było długiem, smutkiem brzemienne — ks. Jakób z odpowiedzią się ociągał.
— Dopuszczenie to Boże — rzekł nareszcie głosem złamanym — ale, bracia mili w Chrystusie Zbawicielu — drogi Opatrzności są niezbadane. Dozwala on czasem złym przyczynić zgorszenia, z pychą się prawdzie urągać, aby ona potem wyszła zwycięzką i jaśniejszą. Bóg wielki! Kara to straszliwa, ale zżymać się i szemrać nie godzi! Na próbę wydana cierpliwość i wiara wasza i cnota — abyście się nauczyli szanować władzę kościoła, choć w niegodnych rękach spoczywa — a Bogu pozostali wierni.
Biada temu przez kogo przychodzi zgorszenie, lecz kościół wiekuisty uszczerbku nie poniesie przez jednego człeka — my, słudzy jego ucierpim tylko! Na tośmy przecie żołnierzami Chrystusowemi, abyśmy mu ran naszych nie liczyli. Płaci on za nie sowicie!
Skończył ks. Jakób — westchnienie do jęku podobne słyszeć się dało wśród stojących do koła.
Ks. Janko odezwał się pierwszy.

— Ojcze miły — rzekł. — Wszystko to święta prawda, ale na tośmy żołnierzami Chrystusa,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.