Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kryła się w ciemności, która już z południa większą część izby zalegała.
Właśnie o tej godzinie zimowego dnia, siedział w tej swojej katederce przy oknie w kożuszek okutany, w butach futrzanych, mężczyzna maleńkiego wzrostu z bystremi, mimo lat podeszłych, oczyma... Głowę miał też okrytą czapeczką z uszami, bo w izbie było dość chłodno.
Ręce pozasuwał w rękawy biedny starowina, postawę miał zbiedzoną i smutną, a że się skurczył, i siedzenie dlań za obszernem było, ledwie się w niem skulony u boku dojrzeć dawał.
Był to ksiądz Jakób ze Skarzeszowa, ówczesny luminarz kapituły, któregośmy już raz przy wyborach widzieli. Od tego czasu twarz jego zwiędła, żółtą, jeszcze się bardziej do pargaminu starego stała podobną, jak gdyby na niej odbiła się barwa tych ksiąg, nad któremi nieustannie siedział.
Mała izdebka dnia tego była prawie pełną, tak, że przybyli stać musieli i obracać się im było trudno a że wszyscy pragnęli przybliżyć się do uczonego i pobożnego męża, otaczano go ciasnem kołem.
Ks. Jakób oczy miał spuszczone i jakby nie śmiał patrzeć na przytomnych... Twarz wyrażała strapienie i frasunek.
Na przodzie stał kanonik Janko, znany nam przeciwnik Biskupa z czasów wyboru; chudy, suchy, ascetycznego oblicza, na którem gorzały