Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprost na Biskupa, w ręku trzymając ów róg mężowski, który jeden z czeladzi odkradł, gdy go do grobu wciągano.
Podniósłszy go do góry stanęła przed Pawłem, słowa nie mogąc przemówić. Dobyła nareszcze głosu z piersi.
— Co się stało z moim? mów! na rogu krew! Werchańca nie ma! Ludzie milczą! Mów! to twoja sprawa.
Biskup cofnął się trochę pobladłszy, lecz natychmiast w nim górę wzięła duma i zuchwalstwo przyrodzone. — Spojrzał z góry na kobietę i zmarszczywszy brwi, pokazał jej drzwi.
— Precz!
— Precz! nie! nie pójdę precz! krzyknęła Zonia. — Ty wiesz! to sprawa twoja!! Tobie się go może pozbyć było potrzeba, bo wiedział wiele... Takbyś się i mnie chciał zbyć!
— Kto ci dał ten róg? — począł biskup napaścią tą strwożony znowu — skąd go masz?
— W izbie czeladnej na stole, u wieczerzy go położyli — żywo wołała kobieta. Na nim krew! krew!
Ręce jej dygotały róg obracając. — Biskup zwolna oprzytomniał. Bieta oka z niego nie spuszczała.
— Co za krew! jelenia może albo dzika! — rzekł Paweł. — Róg musiał zgubić upiwszy się! Niecnota! Co ja wiem o nim. Idź go szukać sobie.