Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobne, żyli w ciągłej waśni i w najlepszej zgodzie. Biskup go psem nazywał, za oczyma Werchaniec mianował go nie synem Jazdona, ale szatana synem.
Werchaniec żonaty był z jedną z dawnych Pawła miłośnic. Ta mu pomagała do gospodarstwa na dworze i gdy sprawa z niewiastami była. Nie zbyt już młoda, wyszczekana, wstydu niemająca Werchańcowa Zonia, mogła mężowi dostać placu i do kubka i do kłótni i do wszelakiej swawoli. Zręczniejszą często była od niego.
Zonia nie wiele więcej szanowała Pawła od męża, rozgniewawszy się nań często w oczy go łajała, co on przebaczał śmiejąc się, lub ujadając ząb za ząb. Mawiał czasami, że się tej baby obawiał.
— Słuchaj ty, psie — ozwał do wozu siadłszy Biskup, jak ty mi z Zonią usłużysz w tem czego chcę, dam ci to na coś dawno zęby ostrzył — las od Bukowej.
— Oh! oh! — odparł trochę przyjęciem pogrzebowym oszołomiony Werchaniec. To się już W. Miłości czegoś bardzo złego zachciało! Drogo płacisz, pewnie grzbietu, policzka, albo i życia przyjdzie nastawić.
— No, nie tak to bardzo trudna będzie sprawa, — odparł Paweł, i pochyliwszy się do ucha Werchańcowi z dawną poufałością, coś szeptać mu zaczął.