Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A cóż z tego? — zapytał ks. Szczepan.
— Posłuchajcie no, — zimno począł Paweł. — Wy ks. Szczepanie, i ks. Wyszon musicie mnie zdradzić i dać się nawrócić! Tak! Gardłujcie przeciwko mnie! proszę! a gorąco! a bez miary! Mówcie, żem taki i owaki, bez czci i wiary! Nie szczędźcie! Znajdziecie czem mi rzucić w oczy!
Uśmiechnął się to mówiąc lekceważąco i ciągnął dalej.
— Gdy wybór stanie się niepodobnym, przyjdzie do naznaczenia arbitrów, bo innego sposobu nie ma. Wy w kapitule macie wagę i powagę, musicie tak czynić, ażeby was w nagrodę za waszą ku mnie zdradę — wybrano. Reszta! mówić jej wam niepotrzeba!!
Plan ten tak śmiało nakreślony zdumiał wszystkich mocno. Ks. Szczepan nawet milczał długo.
— Czy zechcą nam uwierzyć, gdy się przeciw Wam zwróciemy? — przebąknął.
— To wasza rzecz! — zawołał Paweł. — Od jutra musicie przeciw mnie wykrzykiwać okrutnie, a mąćcie tak, aby do wyboru żadnego nie przyszło! Zmęczą się w końcu przewielebni. Stolica długo opróżniona stać nie może.. Zdadzą się na arbitrów! zdadzą!
I śmiał się spozierając po słuchaczach.
— Zwlekać potrzeba nie napędzać — dodał — rozrywać, mięszać szyki. Niech się zawieruszy,