Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowo, i chwycił co było stanowi duchownemu niezbędnem.
Obdarzony pamięcią nadzwyczajną, zdolnościami wielkiemi, łatwo sobie przypomniał to, czego początki wziął był niegdyś od klechy. Resztę chciwie połykając, jeśli nie zupełnie przyswoił sobie, to dotyla zrozumiał, iż obejść się bez niej zręcznie potrafił.
Na myśli już mając przyszłe opanowanie stolicy biskupiej w Krakowie, zawczasu Paweł zaczął ugaszczać i jednać sobie kapitułę; z razu przybierając postawę skromną, a gdy lepiej ludzi poznał, oswobadzając się od przymusu tego. Siedział w Krakowie umyślnie, stół trzymając zawsze dla kapituły nakryty, obdarzając kanoników, śląc im beczułki z winem i zwierzynę, na którą polować nie przestawał po swoich i cudzych lasach, choć nieco już się z tą namiętnością ukrywał.
Pierścienie i łańcuchy ze skarbcu pana Pawła szły na palce i piersi kanoników. Staruszkowie wielbili szczodrobliwość jego, podobała się im wesołość, a ci, których wielka surowość i świątobliwość Prandoty znużyła, znajdowali go daleko wygodniejszym, bo i sam dla siebie ostrym nie był i na drugich obiecywał patrzeć przez szpary.
Wśliznął się tak do kapituły łatwo pan Paweł, choć święceń nie miał. Działo się to tak jakoś zręcznie i stopniowo, że, nim się ludzie