Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biskupa, cielesnym chuciom brzydko ulegający, praw naszych kościelnych mało świadomy... Człowiek, rzeknę śmiało, zepsuty i niegodny...
Hałas powstał, zakrzyczano mówiącego.
— Potwarze to są, głosy nieprzyjaciół tego dostojnego męża! Mocnego ducha i dłoni człowiek... My za nim! za nim!
— A my przeciwko niemu! — odparli niemniej gwałtownie drudzy.
— Nie wiecie chyba, — wołał usiłując się dać słyszeć kanonik Janko — nie wiecie, jakie życie wiódł, ile popełnił gwałtów, ile rozsiał zgorszenia. Człek to, któremu suknia nasza nie przystała. Niech Bóg nas uchowa od pasterza takiego.
Rumiani i opaśli zahuczeli tak, iż dalszą mowę kanonika stłumili. Na ławach i siedzeniach ruch powstał gorączkowy, mistrz Szczepan wołał:
— Ten lub żaden! ten, lub żaden! Gdy ksiądz Jakób nie chce, Pawła wybierzemy!
— Zlitujcie się, ludzie zaślepieni! — krzyknął z wysileniem Janko — kościołowi plamę na białą szatę jego rzucicie!
Rozwarł ręce jak do modlitwy.
— Panie! odwróć od nas ten srom i klęskę!
— Paweł z Przemankowa biskupem! — krzyczeli tłuści, — kapituły znaczniejsza część za nim.
— Chyba dla tego, że was karmił i poił zje-