Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niemcy też im w męztwie ustąpić nie chcieli, i spierać się nie śmieli.
Książe Henryk zgodził się na ich żądanie.
— Bóg jeden wie w czem siła — rzekł — prawda, że pierwsze starcie często o losie bitwy stanowi, lecz gdy ochotę mają wielką i serce...
Szepiółka zgodzić się na to musiał...
Tak za przekąsy krwawo się pomściwszy, górnicy wyciągnęli przodem na Dobre pole, raźno zanuciwszy pieśń do N. Panny.
Rozległa się nią wnet okolica, bo inne wszystkie oddziały za niemi śpiewać zaczęły.
Z wieży Panny Maryi coraz lepiej sunących już ku polu Tatarów widać było. Z góry patrzący mierzyli oczyma jaką przestrzeń swoje i ich oddziały zajmowały.
Niestety! każda z tych kup pięciu Tatarskich, dziesięćkroć liczbą przechodziła gromadki wojska, skupiającego się na równinie nad Nissą.
Drugi szyk, którym Sulisław dowodził, cały był z Krakowian i Wielkopolan złożony, dobrze zbrojny, w jasnych pancerzach, chorągiew nad nim czerwona, co się już nieraz we krwi skąpała. Tu było miejsce Pawlika, lecz chłopię rade że się wyrwało, jechało przy księciu. Wojusz tuż za nim w ślad. Krakowian i poznańczyków nie było więcej niż pierwszych, a choć się rozstawili szerzej, nie celowali liczbą, pokaźnością i postawą znaczyli.