Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciu gwałtownem nie zwyciężą, uchodzą, ale gonić za niemi zdradna rzecz, bo na zasadzki wiodą i do koła opasują.
— Stara to sztuka! — odparł książe Henryk.
— Ale się ona zawsze powodzi, — rzekł rycerz Bertrand. Widząc uchodzącego wroga, zapomina się o niebezpieczeństwie, puszcza się na oślep.
— Najrzadsza to rzecz w zaciętym boju, krew zimna, — ozwał się książe — a najpotrzebniejsza. Mieć męztwo i nie szaleć, to prawdziwa sztuka.
Mówili niektórzy o tatarskiej broni.
— Strzały puszczają gęsto — dodał Sulisław, — chmurą one lecą, ale rzadko która utkwi w zbroi.. Mają też obuszki i o jednem ostrzu miecze, krzywe i proste, a gorsze niż niemieckie. Zamiast tarczy, skórzane napierśniki z przodu. Na głowie też żelaza mało. Ale bawolich skór ich w kilkoro zbitych, ani łuk, ni kusza nawet bełtem nie przebije.
— Mają słuszność — wtrącił Bertrand, — ci co ich do plagi Bożej tajemniczej porównywają, szarańczą zwanej, na której skrzydłach napisano, iż zesłana jest za karę na ziemię. Tak oni też chmurą lecą, tak pola okrywają, tak wyglądają plugawo i jak one, co napadną gryzą aż do ścierwa.
Gwar coraz stawał się większy. Pawlik, który w końcu stołu siedział między niemcami,