Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie bluźnij! Azali wiesz, ile ja grzechu na duszy mej noszę? ile słabości — ile plam, których pokuta zmyć nie może??
I pocałowała obrazek gorąco.
— Inne są sądy Boże a sądy ludzkie, bo On na serca patrzy, nie na twarze.
Książe Henryk spuścił głowę smutnie. Milczała modląc się księżna stara.
— Ciało posilić trzeba, — odezwała się po przestanku, słysząc dzwonek, który się odzywał zdaleka. — Tam dla was już stoi przygotowane jadło... Idźcie więc, a ja do kościoła muszę...
Zawróciła się prędko ku celce swéj, księżna Anna ujęła męża pod rękę i wywiodła go z sobą do izby jadalnej, która po za klasztorem żeńskim dla gości była przeznaczoną. Tu towarzystwo księcia Henryka znajdowało się czekając nań.
Osobny stół zastawiony był dla książąt na podwyższeniu. Siadła przy nim księżna Anna posługując mężowi, który mimo smutku i złych wróżb, znużony drogą, chciwie począł głód zaspokajać.
Inni też przy stołach zasiadłszy chwytali już z mis i z drewnianych naczyń mięsiwa.
Uczta była więcej klasztorna niż książęca, a życie wówczas nawet po dworach pańskich dostatnie bardziej niż wykwintne. W dzień powszedni mięsiwo, polewka, kasza, składały całą zastawę, w post ryby i mączne potrawy. Piwo