Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który zgniótł i do ziemi przybił barana — z koni się odzywały wesołe okrzyki.
Tętnienie i wrzawa obudziły ludzi w chacie, wszystko wybiegło ku wrotom. Stary z włosy siwemi, niewiasta w zawiciu białem, dzieweczka w wianku z kosami długiemi, chłopie małe na pół nagie.
Pies jak wściekły ujadał, ale bezsilny cofał się też ku wrotom i wył. Tuż bydło spłoszone co przodem biegło, poczęło nie bacząc na ludzi jak szalone cisnąć się we wrota. Owce, które uszły psich zębów, jak pijane na podwórko wpadły. Tuż za niemi ogromne molossy z pokrwawionemi paszczękami gnały, za niemi na koniach trzech jeźdźców.
Gonili weseląc się, śmiejąc, hukając.
Pierwszy, co przodem jechał, panem był albo pańskim synem... bo i koń pod nim ubrany a piękny z nozdrzami rozdartemi, z oczyma pałającemi czuł, że dźwigał na sobie takiego, co wszystko rozbijać ma prawo.
Paniątko co na nim siedziało, ledwie z lat dziecięcych do młodzieńczych dochodziło. Wyrostek był smukły, giętki, silny, twarz cała ze zmęczenia aż krwawa, oczy czarne a ogniste, włos na ramionach długi, nad czołem kołpaczek z piórami, na nim suknia cała bramowana, cała szyta, obwieszana w sznury, róg przez ramiona pozłocisty, łuk kowany, pas nabijany, nóż u boku