Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to zowiesz dobremi warunkami?? — uśmiechając się spytał kardynał.
Arkadiusz pilno mu w oczy patrzył i ramionami poruszając, rzekł:
— Mówią o dobrych warunkach, ale ja, ja ich nie wiem!! Lecz... czy by król, pan nasz miłościwy, w którym taki zapał do boju goreje, przystał na to?!
Cesarini ramionami poruszył, udając obojętność. Obrócił wszystko w żart.
— Któż wie? gdyby sułtan Amurat opuścił Adrianopol i z całą swą tłuszczą powrócił do Azyi!!
Arkadiusz przymuszonym śmiechem odpowiedział, ale oczy jego nie schodziły z kardynała.
— A przewielebność wasza — rzekł — cobyście trzymali o pokoju?
— Ja, mój Arkadiuszu — odparł kardynał — z powołania, jako duchowny, jestem człowiekiem pokoju. Wszystko zależy od tego, czem go okupić potrzeba...
— Pogłoska ta jeszcze do was nie doszła? — zapytał Grek.
— Dotąd nic nie wiem — odezwał się Cesarini.
— Zdaje się jednak, że listy jakieś przyszły od Huniady do tutejszych panów — zniżając głos dodał poufnie gość, który nieśmiejąc siąść stał w uniżonej postawie. — Węgrzy sobie do-