Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pu najdroższą, z ziemi, na której rosnąć i krzewić się była powinna, wyrwali!!
Nazajutrz była to druga postu niedziela, jakby chciano postanowienie uczynić nieodwołalnem, biskup w katedrze na Wawelu zarządził uroczyste dziękczynne nabożeństwo. Biskup Jan z Segedynu, wszyscy posłowie węgierscy, mnogi tłum ciekawością ściągniętych ludzi, napełnił świątynię. Król młody, królewicz Kaźmirz, królowa matka, dwór świetny i liczny, znajdowali się, przytomnością swą uświęcając ogłoszone korony przyjęcie...
Z kościoła wprost wszyscy szli do sali białej na zamek, gdzie król na tronie miał przyjmować węgierskich posłów... Wcisnęli się do niej i ciekawi Turcy, oczekujący jeszcze na odpowiedź dla pana swego. Wymowniejszej nad to, co ujrzeć mieli, dać im nie można było...
Skończywszy przemówienie do Władysława, sędziwy biskup Jan dał znak swym towarzyszom i wszyscy padli na kolana przed młodym królem, błagając, aby ich nie opuszczał. To niespodziane ukorzenie się, wzruszyło króla. Powstał z tronu, bledniejąc i rumieniąc się naprzemiany...
— Bóg mi świadkiem — zawołał podnosząc oczy — iż nie dla żądzy panowania, nie dla ziemskich widoków, przyjmuję ofiarowaną mi przez was dostojność, ale dla dobra chrześciaństwa, dla obrony wiary...