Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mykało się wprawdzie z blaskiem najwyższego dostojeństwa, ale z łuną pożarów, które na grobie zapłonąć miały... Córka i posłuszny zięć, mieli wziąć po nim w spadku tę szatę Nessusa...
Grzegorz dumał nad niestałością rzeczy ludzkich, słuchając obijających się o uszy jego najsprzeczniejszych wykrzyków.
Jedni ubolewali nad Zygmuntem, drudzy szydzili z niego i cesarzowej. Dostawało się i przeciągającemu jej dworowi po drodze, witanemu grubijańskiem wołaniem...
Biedrzyk zajął się swym gościem i razem z nim pomieścił się pod samym grodem, w którym cesarz leżał chory.
Zaledwie kąt znaleźć tu mogli i jakiekolwiek pożywienie. Mieszczanie, dwór, co żyło poruszone było wiadomościami z zamku przynoszonemi...
Piekielny ogień, jak go naówczas zwano, zgorzelizna (sacer ignis) żarła za żywota ciało Zygmunta i od nóg posuwając się w górę, groziła mu śmiercią co godzina... Chwile były policzone.
Nie oglądano się tak dalece na Grzegorza, który z Biedrzykiem tu przybywszy, uważanym był za wtajemniczonego w to co się tu działo.
W drugiej izbie, obok której drzwi stały otworem, zbiegali się mieszczanie, dworzanie i rycerstwo z orszaku Barbary. Chcąc nie chcąc Grzegorz rozmów ich słuchać musiał, z których