Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyktuje, jest czem innem, jak narzędziem w ręku Opatrzności! Mylisz się! Każdy powinien czynić do czego się czuje powołanym, a o resztę się nie troszczyć...
Mnie do Włoch woła pożądliwość ksiąg i światła, pójdą za nią, a Bóg sprawi, że moja praca na użytek powszechny się obróci...
Frączkowa tą nauką daną sobie, trochę się czuła może obrażoną i odparła żywo.
— Sądzisz więc, że ja się mylą i że Zbyszek nie ma na myśli cię odepchnąć?
— Owszem — obojętnie rzekł Grzegorz — przyjmuję to przypuszczenie jako możliwe i trafne, ale wzruszam ramionami na to... Obawia się biskup właśnie tego, co mu najmniej grozi... Współzawodnikiem jego być nie myślę.
— A oddalenie się od młodego króla — przerwała żywo Lena — nie dozwoliż innym was z jego łaski wyrugować, a samym się w nie wcisnąć?
— Nie sądzę — spokojnie rzekł Grzegorz — lecz gdyby tak było nawet, nie smuciłbym się zbytnio... Król młodym jest, wszystko co może zawinić spadnie na doradźców i przyjaciół jego, nie chcę za niego odpowiadać...
— Jam zawsze, co najmniej marzyła dla was o kanclerstwie — westchnęła Lena — ale widzę...
— Że ja probostwem się zaspokoję!! Dobra prebenda starczy!! — zamknął Grzegorz z Sanoka.
— I pojedziesz do Italii?