Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie posłuszeństwa, iż najmniejszego z ich strony oporu spodziewać się nie mogła.
Władza jej nad dziećmi była nieograniczoną. Król Władysław, choć dorastał i wkrótce być miał usamowolnionym, przy matce czuł się chłopięciem tylko, które skinienia jej słuchać musiało.
Niewidoczna dłoń pani na dworze poruszała wszystkiem, nadawała kierunek, usuwała i ściągała ludzi...
Dzieci swe umiała zręcznie przygotowywać do tego, co wedle myśli spełniać mieli; budziła w obu ambicyę wielką, żądzę sławy i panowania.
Starała się też przypatrzywszy rządom Jagiełły, który sam przez się mało lub nic nie czynił, zahartować ich charaktery, aby nad sobą nikomu przewodzić nie dali.
Z Władysławem, rozmarzonym rycerzem, szło jej po myśli, gdy go do wojen i zdobyczy podżegała, ale energii w nim takiej, jakiej pożądała, wyrobić nie mogła. Jak Jagiełło dobrym był, łagodnym, hojnym i miękkim... Obok męztwa, które już w chłopięciu zapamiętałe było i niczem niedające się ustraszyć, Władysław serce miał prawie niewieście. Potrzebował aby go kochano, nie dbał, by się go lękał kto inny, oprócz wroga na polu bitwy.
Kaźmirz równe obiecujący męztwo, zdawał się skłonniejszym do zahartowania i więcej w sobie zamkniętym...