Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom I.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miętność uczenia się coraz więcej, coraz innych rzeczy, okrutny gniew w nim obudzała.
Śpiewanie i brząkanie na cytrze, karał smaganiem nielitościwem...
Zakazał mu przestąpić później próg szkoły, bakałarzowi zagroził, jeśliby go śmiał przyjmować, siekł nieposłusznego, ale wszystko to nie pomagało.
Grześ, gdy się nie mógł przekraść ku farze, pisał po ścianach i piasku. Zbilut ojcu o tem donosił, Cedro bił, a chłopak wracał do swego i poprawy nawet nie przyrzekając, milczał.
Ciągła więc walka była pomiędzy krnąbrnym Grzesiem a gniewliwym rodzicem.
Dnia tego właśnie stary Cedro miał znowu taką z synem przeprawę. Oskarżył go Zbilut zdrajca, że na strych wlazłszy, potajemnie tam coś pisał, dostawszy nie widzieć zkąd kawał papieru czy skóry...
Pochwycono go na uczynku, z kartą jeszcze mokrą, ojciec obił go znowu, a teraz zburzony cały, po izbie w dworku swoim się przechadzał, z gniewu jeszcze nie mogąc ochłonąć. Nie mając się przed kim skarżyć, mruczał i klął po cichu.
Sponiewierany chłopak, z potarganą czupryną, oprócz rózeg napytawszy sińców, siedział za węgłem dworku, podparty na ręku i dumał.
Boleść mu łzy z oczów wycisnęła, ale na pięknej, smutnej jego twarzyczce więcej było