Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA VIII.
AMELJA sama, po chwili BOLESŁAW.
AMELJA (zamyślona).

Nędza, to nic — opuszczenie, mniéj jeszcze z takim jak Adam towarzyszem; choćby się nas wyrzekli wszyscy, jak zapierają ubogich i upadłych — ale zniesież ojciec to, co pociąga za sobą ubóstwo? Rozstanie z przywyknieniami całego życia, ze światem, w którego kole doszedł starości? A! gdybym choć godzinę cierpienia oszczędzić mu mogła; powinność skazuje mnie na ofiarę....

(postrzegłszy Bolesława, który zjawia się we drzwiach nieśmiało — wzdryga się)

A! czuję obowiązek, ale na widok téj karykatury sił mi braknie... nawet śmiać się nie mogę....

BOLESŁAW.

Pozwoli pani?

AMELJA (zadając sobie przymus).

Wejdź pan...,

BOLESŁAW
(zmięszany, nadrabia fantazją i niezgrabnie przybiera tony salonowe).

Wolno? Chciałbym tylko słówko powiedzieć!

AMELJA (zawsze poważnie i zimno).

Pan wiesz dobrze, że mu nigdy wstęp do na-